Artykuły

Niebieskie róże zwiędły już...

W nędznej i brudnej kamienicy wielkiego miasta w wielkim kraju mieszkał Kopciuszek nowoczesny, z mamusią i braciszkiem. Niedobry tatuś Kopciuszka poszedł sobie w świat i przepadł bez wieści, została po nim tylko uśmiechnięta fotografia. Braciszek Kopciuszka zarabiał więc na życie w wielkim składzie obuwia, ale naprawdę lubił tylko marzyć - najlepiej w kinie. Był wtedy piratem, kowbojem, Niezwykłym Kimś i nie musiał już słuchać mamusi. Nasz Kopciuszek był piękny i smutny, inny niż wszystkie dziewczęta. Utykał trochę i bardzo się tego wstydził. Z nieśmiałości nie umiał pracować. Umiał tylko marzyć i opiekować się swoimi szklanymi zwierzątkami. Czasem nastawiał stare płyty gramofonowe i myślał o swoim chłopcu. Ten chłopiec dawno temu, jeszcze w szkole, nazwał Kopciuszka "Niebieskie róże". Potem zniknął gdzieś w wielkim świecie. Ale dzielna i niemądra mamusia Kopciuszka też lubiła marzyć i bardzo pragnęła szczęścia dla swoich niezwykłych dzieci. Pewnego razu ubłagała więc niesfornego synka, aby zaprosił dla siostrzyczki jakieś towarzystwo - "miłego młodego człowieka". Wydano "bal" - młody człowiek nie był księciem, ale był chłopcem z marzeń Kopciuszka! I miał wspaniałe plany. Nieśmiały, przerażony swym szczęściem Kopciuszek uciekał przed nim, krył się po kątach. Lecz noc w zaułku była piękna, w domu pogasły światła. Wtedy chłopiec zatańczył z Kopciuszkiem wspaniałego, wielkiego walca i długo mówił czułe i serdeczne słowa. A kiedy Kopciuszek uwierzył, że życie jest piękne jak walc, nadeszła chwila rozstania - szczęście prysło jak szklana figurka. Chłopiec odszedł do swojej dziewczyny. Odszedł także braciszek - w wymarzoną wielką przygodę. A Kopciuszek został z mamusią pośród stłuczonych złudzeń...

Tą nieświetną bajeczką Williamsa sprzed 22 lat uświetnił Teatr Ludowy w Nowej Hucie sezon 15-lecia swojego istnienia. Adam Komorowski napisał do programu szkic uczony: portret rodziny Tennessee Williamsa, usiłując wydobyć z tego sztuczydła-straszydła "uniwersalne problemy istotne dla każdego społeczeństwa, w którym tradycyjne więzi społeczne już się rozpadły, a nowe jeszcze nie narodziły". Ale samymi dobrymi intencjami socjologicznymi dramatu się nie stworzy; zaś owe kiczowate piekła i raje - po co to grać, panowie? I dlaczego iść przy tym z prądem najgorszej, słodko-mdlącej poetyckości, której strumień sam Williams usiłuje oczyszczać, uciekając się do Brechtowskiego Verfremdungseffekt, wprowadzając - z postacią Narratora - epicką perspektywę, rozbudowując społeczne tło. Czyż bowiem sentymentalne stereotypy można dziś grać poetycko - po doświadczeniach teatru Ionesco i Różewicza?

Zamiast brudnego wielkomiejskiego zaułka, "kamienicy brodawki", która wypełnia drobnomieszczańska "niewolnicza wegetacja" - jak chciał Williams - Waldemar Krygier pochylił nad sceną wiśniowe, kwitnące drzewo. Wiśnia wyrasta sponad błękitnego tła parawanów - nieba i pieczołowitych na nim obłoczków. Ten pejzażyk z marzeń oleodrukowych otacza ubogie wnętrze pokoju. Przedstawienie toczy się w tempie zwolnionym [brak dalszej części tekstu]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji