Scena, czyli okno
„Piszmy teksty długoterminowe. Takie, do których czytelnicy będą chcieli wracać. Takie, które nie zestarzeją się po jednym sezonie” — usłyszałem w pierwszych dniach pracy w redakcji „Teatru”. Zagrzewało to wezwanie moje młodzieńcze ambicje pisarskie, choć szybko zdałem sobie sprawę, że w gatunku tak użytkowym i jednak krótkoterminowym jak krytyka teatralna to ekstremalnie trudne, niemal niewykonalne zadanie. Owszem, do tekstów niektórych autorów zdarzało mi się wracać, zwykle miałem do tego praktyczne powody. Przygotowując się do wywiadów z artystami czy podczas pracy nad własnymi artykułami, intuicja najczęściej podpowiadała: „sprawdź, co o tej roli pisał Jacek Sieradzki”, „zaraz, zaraz, czy to nie Sieradzki zwrócił w swoim tekście uwagę na…
Sięgałem po „Odrę” albo „Dialog” i dostawałem od tego autora sporo: rozsądek w interpretacji faktów, pogłębienie perspektywy, wyważone oceny i argumenty, z którymi nie trzeba się zgadzać, ale z którymi na pewno należy się liczyć. Świetny, wciągający styl, czytelniczą przyjemność. Wiedzę o teatrze, która nie jest dana raz na zawsze, którą mimo autorytetu weryfikuje się w kontakcie z konkretnym spektaklem, rolą, sceną. I która nie przekreśla ciekawości teatru i umiejętności dziwienia się teatrem. W tekstach Sieradzkiego nie znajdowałem jednocześnie tego, co w krytyce drażniło mnie najmocniej: tępego apologetyzmu, ale i równie tępego kwękania na nowe czy stare. Zwykle dostawałem też coś ekstra, czego szuka się raczej w beletrystyce niż w krytyce teatralnej: refleksję o świecie.
Dzięki wysiłkowi wydawniczemu Instytutu Teatralnego nie trzeba już wertować stert miesięcznika „Odra”, żeby wrócić po ważną myśl o dawno widzianym przedstawieniu czy po opinię najlepiej chyba zorientowanego w bieżącym repertuarze krytyka w kraju. Pierwszy w dorobku Jacka Sieradzkiego tom jego tekstów nosi wymowny tytuł Widok przez scenę i gromadzi tylko niewielki wycinek obszernego dorobku autora, bo wyłącznie teksty publikowane przez niego w „Odrze” w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Zebrane razem, układają się w imponującą panoramę teatralnej dekady — oczywiście panoramę niepełną, subiektywną, ale też zupełnie nieroszczącą sobie pretensji do bycia historyczną syntezą.
A jednak można sobie wyobrazić, że za dziesięć, dwadzieścia czy więcej lat będzie mógł po tę książkę sięgnąć młody teatroman, chcąc dowiedzieć się w miarę obiektywnie, jak wyglądał teatr kończącej się właśnie dekady. Czytając ją, będzie mógł na przykład zrozumieć, jak na naszych oczach zmieniał się styl aktorstwa i inscenizacji, co się działo ze stosunkiem artystów do literatury, jak ewoluował teatralny język, sposób komunikacji teatru z widzem. Zobaczy też coś, co krytyce teatralnej zwykle umyka: codzienność teatru. Sieradzki jest bowiem rzecznikiem tzw. szeregowego widza — w opozycji do tego premierowego, festiwalowego, branżowego — kilkukrotnie w swojej książce przypomina, że to przede wszystkim dla niego jest teatr, a nie dla ego twórców. Nie ignoruje też mniejszych ośrodków teatralnych: pisze o Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, ale i o Legnicy, Opolu, Gnieźnie, Wałbrzychu. Ów czytelnik przyszłości dostanie też przegląd najbardziej zapalnych wątków dziesięciolecia: będzie mógł zrekonstruować przebieg dyrekcji Jana Klaty w Starym Teatrze, dowie się, dlaczego znana aktorka pokazała na scenie pośladki znanemu reżyserowi i jaki spór ideowy w polskim teatrze stał za tym gestem, na czym polegała awantura wokół Klątwy Olivera Frljicia, czy też na przykład co to była za akcja „Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem”. I chyba najważniejsze: czytelnik ten zobaczy, jak ściśle teatr, ba, konkretne przedstawienia, wiązały się z czasem i miejscem, w których powstawały.
Pokazanie tego związku chyba szczególnie interesuje Sieradzkiego: sugeruje to już sam tytuł tomu. Scena, która jest oknem na świat. Oknem, z którego świat i ludzie wyglądają zupełnie inaczej niż na co dzień, na przykład z perspektywy ulicy.
Weźmy choćby tekst Zbombardowani. Sieradzki wiąże w nim ze sobą trzy głośne premiery 2009 roku — Między nami dobrze jest Grzegorza Jarzyny, Trylogię Jana Klaty i (A)pollonię Krzysztofa Warlikowskiego — by krytycznie spojrzeć na stosunek trzech twórców średniego pokolenia do wojennych mitów. I wykazuje rzecz niezmiernie ciekawą: teatralni buntownicy podświadomie mitologizują koszmar drugiej wojny światowej. Wojny, której nie mogą znać z empirii, ale która ich pokoleniu jest, jak pisze autor, niezbędna do „samo-skonstruowania-się, do ułożenia sobie skali wartości” i którą jednocześnie „z-marmurzają”, włączają w porządek mitów lub robią z niej pomnik. Tekst bardziej niż o samym teatrze opowiada o pokoleniowych przesileniach w stosunku do historii. Z kolei w tekście Klik, klik, poświęconym Klubowi Polskiemu Pawła Miśkiewicza, Sieradzki udowadnia, że struktura spektaklu, który jest mozaiką luźnych skojarzeń na temat polskich romantycznych uniesień, odpowiada powierzchownemu odbiorowi treści z serwisów typu YouTube. Pisze: „Oglądamy to, co wybrała jej wysokość przeglądarka, aliści po chwili już wiemy, co nam tu opowiadają. Starczy. Propozycje alternatywne zdają się bardziej pociągające. Więc klik! — przełączamy się na kolejny filmik, nie dopatrzywszy poprzedniego do końca”.
Można odnieść wrażenie, że krytyk często podszczypuje młodsze od siebie pokolenie twórców. W książce dostaje się także Krzysztofowi Garbaczewskiemu, Michałowi Zadarze czy Agnieszce Jakimiak. Autor sam zresztą we wstępie przedstawia się jako konserwatysta, ale podkreśla, że konserwatysta to ktoś, kto „sprzeciwia się zmianom — tak długo, aż staną się nieuniknione”. I o zmianach również jest ta książka. Sieradzki jest ich wyjątkowo czułym i wnikliwym kronikarzem, choć często też zgłasza rozsądne wątpliwości. Pyta: czy to aby nie łatwizna? Widzi, że w teatrze często dziś dostajemy „ciągi obrazów czy sekwencji na zadany temat, równoległych, równouprawnionych, zjeżdżających w dygresje, kapryśnych, ciurkających niczym leśny strumień. Przemawiających nastrojem, skojarzeniami, odwoływaniem się do piosenek, scen z filmów czy klipów — nie zaś żelazną logiką wywodu” (to z kolei fragment felietonu Piąty lędźwiowy ma głos). Sieradzkiego wyraźnie drażnią uproszczenia i niekonsekwencje w myśleniu czy samej teatralnej robocie, a jednak nigdy łatwo nie odrzuca twórców, nie wystawia ich dziełom arbitralnych ocen. Docieka, dopytuje, ogląda ich prace z różnych stron. Widać choćby, że autor, do czego w pewnym momencie otwarcie się przyznaje, nie przepada za teatrem Jana Klaty. A jednocześnie darzy jego teatr życzliwą atencją, wchodzi z nim we wcale nie powierzchowny dialog. Życzyłbym artystom krytyków, którzy by tak konstruktywnie za nimi nie przepadali.
Bo też w pisaniu Sieradzkiego nie to jest ważne, że coś się autorowi podoba albo nie podoba. Ostatecznie, czy czytelnika powinno obchodzić, jakie rzeczy budzą osobisty dysgust i jakie gesty artystyczne ranią uczucia krytyka? Przykład szczególnie jaskrawy: kiedy cała Polska skakała sobie do gardeł z okazji teatralnego skandalu dekady, czyli wystawienia Klątwy przez chorwackiego prowokatora Olivera Frljicia, Sieradzki wystąpił na łamach „Odry” nie w roli recenzenta spektaklu, a raczej obserwatora przyglądającego się spektaklowi społeczno-polityczno-medialnemu. Postawił słuszną tezę, że w gruncie rzeczy o jego wywołanie reżyserowi chodziło i że to ten spektakl jest naprawdę wart przemyślenia, nie zaś sam przekaz dzieła wystawionego w Teatrze Powszechnym. Mało który recenzent zdobył się w tej sytuacji na podobne opanowanie i dystans. Jednocześnie Sieradzki w tym niedługim artykule (nosi on tytuł Cała Polska w „Klątwie” gra i jest jednym z ostatnich tekstów w tomie) robi to, co do krytyka najzwyczajniej w świecie należy: cierpliwie tłumaczy, co artystyczne gesty znaczą, jaki jest ich sens (lub też gdzie im sensu brak), pokazuje je w szerszym kontekście, nie tylko teatralnym. I zdaje się mówić jak kiedyś inny znany krytyk: „to nie takie proste”.
Po teksty Sieradzkiego warto sięgać w takich momentach: konfliktowych, trudnych, z dręczącym pytaniem: „Co o tym wszystkim myśleć?”. Warto, ponieważ Sieradzki to nie krytyk-trendsetter, ale krytyk, który mówiąc o teatrze, wytycza skalę wartości. Trzeźwo, rozsądnie, mądrze, ale nigdy arbitralnie, ex cathedra, zawsze z jakimś „aliści”, którego namiętnie używa, niemal w każdym tekście. Chyba nie tylko dlatego, że jest to archaizujący zabieg stylistyczny, sygnalizujący upodobanie autora do tego, co było raczej, niż do tego, co jest. „Aliści” zwykle zapowiada w tekstach Sieradzkiego jakąś komplikację, myślową kontrę, podważenie dotychczasowego toku myślenia. Tak naprawdę jest przede wszystkim zabiegiem retorycznym: znaczy tyle, co: „spójrzmy na to z innej strony”, albo właśnie: „to nie takie proste”.
Sieradzki nie patrzy na spektakl jak na wyabstrahowany z rzeczywistości byt, który należy opisać od „a” do „z”. Sprzyja mu w tym luźniejsza, felietonowa forma, którą stosuje w swoich tekstach z „Odry”. Teksty te to nie recenzje, choć tematycznie zwykle są przyklejone do konkretnych spektakli, których stopki nawet widnieją na końcu. Autor bardzo rzadko wdaje się w szczegółowe opisy sytuacji scenicznych, częściej traktuje je jako punkt wyjścia dla ogólniejszych obserwacji. Widok przez scenę czyta się więc momentami jak dobrą społeczno-polityczną publicystykę, napędzaną przez kolejne premiery. Co paradoksalnie dowartościowuje sam teatr: skoro potrafi być tak czułym barometrem nastrojów społecznych i politycznych. Pisząc, o czym myśli polski teatr, Sieradzki pokazuje też to, co do myślenia jest w samej Polsce. Są w tej książce opowieści o polskich mitach i stosunku do historii. To tematy wspomnianego tekstu Zbombardowani, ale i Zębów krat o inscenizacjach Lecha Raczaka czy tekstu Teatr im. Dzierżyńskiego o spektaklu Bitwa Warszawska 1920 Moniki Strzępki. Jest tu także wyraźny wątek kryzysu wiary: m.in. w tekście o spektaklu Romea Castellucciego O twarzy. Wizerunek syna Boga czy o wałbrzyskim Na Boga! Marcina Libera, i w późniejszym o kilka lat tekście o wspomnianej Klątwie — z czasów, kiedy nastąpiła pierwsza eksplozja sporu o Kościół w Polsce.
Jest więc też Widok przez scenę także opowieścią o Polsce ostatniej dekady — Polsce oglądanej z teatralnego fotela. Książką z tekstami długoterminowymi, do której będzie się czasem wracać, by teatr nie z-marmurzał zbytnio w pamięci.
autor / Jacek Sieradzki
tytuł / Widok przez scenę. Felietony teatralne 2008-2017
wydawca / Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego
miejsce i rok / Warszawa 2019