Artykuły

Z koralikiem

Judyta Berłowska zobaczyła w Karolci Marii Krüger historię o odpowiedzialności, którą obarczeni sę zwłaszcza dzierżący władzę. Choćby była to, cokolwiek bajkowa, władza spełniania marzeń.

Teatr Dzieci Zagłębia im. Jana Dormana w Będzinie, nie tak dawno temu zagrożony za­mknięciem, podnosi się z kryzysowej sytuacji. Ta legendarna scena, założona pod koniec lat czterdziestych przez nowatorskiego twórcę i pio­niera pedagogiki teatru, w ostatnich dekadach nieco zapomniana, dziś na nowo toruje sobie drogę do grona najciekawszych polskich tea­trów grających dla młodego widza. Jednym z architektów obecnego sukcesu jest Gabriel Gietzky, były dyrektor placówki, który ustąpił na początku zeszłego sezonu. Osiągnięciem jego trzyletniej kadencji było z pewnością pod­niesienie teatru z finansowej zapaści, co jeszcze niedawno stanowiło dla decydentów poważny argument za jego likwidacją. Rok temu miejsce Gietzkiego zajął tandem młodych, niespełna trzydziestoletnich dyrektorów: menedżer kul­tury Paweł Klica (naczelny) oraz absolwent re­żyserii warszawskiej Akademii Teatralnej i twór­ca offowego Teatru Alatyr Jakub Kasprzak (ar­tystyczny). W lipcu podpisali umowę z Mini­sterstwem Kultury o współprowadzeniu insty­tucji, co dodatkowo ustabilizowało jej sytuację.

Jak mówią dyrektorzy w wywiadzie dla por­talu Teatr dla Wszystkich, w Będzinie długo „za sukces uznawano, że dzieci przyszły do teatru i nie krzyczały”. „Teraz staramy się wymagania wobec młodych widzów nieco podnieść” — do­dają. Dla nowych szefów jakimś początkiem był z pewnością spadek po poprzedniku, czyli wystawiona już na początku ich dyrekcji, re­welacyjna Pamięć Rutki w reżyserii Justyny Łagowskiej według tekstu Michała Kmiecika, niedawno pokazywana na Festiwalu Korczak w Warszawie. Ten niezwykle wartki spektakl osnuty jest wokół wstrząsających pamiętników Rutki Laskier, żydowskiej nastolatki z Będzina, zamordowanej przez Niemców w Oświęcimiu. Nie odmawiając Klicy i Kasprzakowi autorskiej inwencji, wydaje się, że przyjęli oni Pamięć Rutki jako poważną inspirację w kształtowaniu własnego repertuaru, co widoczne jest już na początku drugiego sezonu ich kadencji. Widać, po pierwsze, że Teatr Dzieci Zagłębia — co brzmi może banalnie, ale nie każdemu udaje się taki efekt uzyskać — to teatr dobrego rzemiosła. Po drugie: to teatr, który szuka autentycznego kon­taktu z młodym widzem, niezależnie od tego, czy wystawia klasykę czy nową dramaturgię, usiłuje wejść w jego świat, ale też namówić do poważnej rozmowy na temat współczesności. Po trzecie wreszcie: to teatr młodych twórców — aktorów, dramatopisarzy, lalkarzy i reżyserów. Po Rutce w repertuarze pojawił się Kot w butach w reżyserii dyrektora Kasprzaka, Plastusiowy pamiętnik Edyty Januszewskiej, za moment Kopciuszka wystawi Jerzy Machowski, niedaw­no zaś swoją premierę miała w Będzinie jedna z ciekawszych reżyserek młodego pokolenia, czyli Judyta Berłowska.

W zeszłym sezonie artystka ta wystawiła w Te­atrze „Kubuś” w Kielcach — w ramach dotacji Konkursu (notabene) im. Jana Dormana — Sztukę latania według książki Johna Boyne'a, porusza­jącą historię chłopca niepodlegającego prawom grawitacji. Ciekawe, że po tym szczególnym spektaklu Berłowska postanowiła zająć się bo­haterką popularnej niegdyś powieści dla dzieci, czyli Karolcią Marii Krüger. Postać ta nie po­siada co prawda tak nieprzeciętnych właściwo­ści jak Barnaby z książki Boyne'a, w jej ręce trafia za to szczególny artefakt — koralik spełniający życzenia. W będzińskim spektaklu Karolcia (Sara Lech) w towarzystwie swojego przyjaciela Piotra (Wojciech Żak) przemierza współczesne miasto z magicznym przedmiotem w ręku, wykorzystując jego moc na różne sposoby.

Życzenia bohaterów na początku są raczej mało roztropne, oparte na chęci posiadania materialnych dóbr. Pierwszą stacją ich podró­ży jest więc naturalnie galeria handlowa (zgod­nie z nomenklaturą lat sześćdziesiątych, czyli w czasie powstania powieści o Karolci, „dom handlowy”), w której czaruje feeria sukienek na wieszakach, bucików i szalików — które można posiąść dzięki mocy koralika. Cała ta galeria to cokolwiek groteskowy świat: na sygnał kom­pletnie bełkotliwej reklamy wyświetlonej w tle sceny, ustawia się w histerycznym amoku ogo­nek do kasy. Trzeba natychmiast mieć to, co zostało zareklamowane jako must have. Kolej­nym przystankiem na drodze Karolci i Piotra jest park, gdzie ich rówieśnicy najpierw z chci­wości usiłują odebrać im koralik, ale wkrótce zaczynają wspólnie za jego pomocą rozwiązy­wać rozmaite problemy innych (słyszymy na przykład głos mamy jednego z bohaterów, że w końcu przestanie pracować na umowach śmie­ciowych…), by w końcu połączyć siły w obronie parku, który miasto planuje zalać betonem i na jego terenie postawić hipermarket. Ostatnim etapem ich drogi jest więc urząd, w którym dzieci krętą drogą próbują dotrzeć do samego Prezydenta, by powstrzymać tę fatalną decyzję.

Berłowska przeczytała Karolcię bardzo prze­nikliwie i zobaczyła w niej historię o odpowie­dzialności, którą obarczeni są zwłaszcza ma­jący władzę. Choćby była to, cokolwiek bajko­wa, władza spełniania marzeń. W drodze bo­haterów spektaklu zarysowuje się zwięzła metafora (obywatelskiego?) dojrzewania: od konsumpcyjnego egocentryzmu realizowa­nego w murach galerii handlowej do aktyw­nej troski o dobro wspólne, w tym przypadku — o przestrzeń publiczną. Jednocześnie pełno w jej spektaklu wkomponowanych dyskretnie, ze smakiem, współczesnych tropów. Scena w parku skojarzyć się musi z trwającą nadal obroną Puszczy Białowieskiej przez ekologicz­nych aktywistów. Scena w galerii handlowej zaś jest trafnym komentarzem na temat współcze­snej fetyszyzacji produktów, której ofiarami by­wają w dużej mierze dzieci. Są to jednak aluzje poprowadzone niezwykle delikatną kreską, tak naprawdę nieingerujące w tkankę opowieści, które dramaturg Amadeusz Nosal skompilował z fragmentów opowiastek Marii Krüger.

Chyba nieprzypadkowo też święcący koralik w rękach młodych bohaterów przypomina wszę­dobylskie telefony komórkowe, które dla na­stolatków stanowią dziś właśnie wehikuł do spełniania marzeń, dzięki któremu można wszystko. Twórcy spektaklu nie krytykują jed­nak nowych technologii, bo zdają się twierdzić, że ów koralik nie jest z gruntu ani zły, ani dobry, ale że jest narzędziem, z którego należy korzy­stać odpowiedzialnie. Prezydent, przyparty przez młodych do muru, dość szybko zresztą odnajduje w sobie dziecięce tęsknoty i daje się przekonać do ich racji. Zwycięstwo bohaterów jest więc podwójne — nie tylko ratu­ją park, lecz także zyskują uskrzydlające po­czucie sprawczości w kształtowaniu otaczają­cego ich świata.

Choć w pewnym momencie urząd wystoso­wuje do dzieci oficjalne pismo, wzywające do oddania w jego ręce magicznego przedmiotu. Urzędnicy, jak twierdzą, mają znacznie ważniej­sze cele, by spożytkować jego moc. Szczęśliwie do tego nie dochodzi, ale ze sceny przez mo­ment wieje grozą: nie wiemy przecież, jacy lu­dzie pracują w tej instytucji i do jakich celów wy­korzystaliby właściwości koralika. Groźnie jest też na początku spektaklu. Reżyserka otwiera Karolcię dialogiem dwóch starych lwów, zda­jących się pamiętać naprawdę dawną historię i mogących chyba poświadczyć, że lekkomyślne oddanie władzy w niepowołane ręce może mieć katastrofalne skutki. Pierwsza piosenka — jedna z wielu w tym przedstawieniu — opowiada zresz­tą o… dyktatorach.

Karolcia na będzińskiej scenie to także im­ponujący popis zespołowego aktorstwa mło­dych wykonawców, grających w dynamicz­nym rytmie musicalowych choreografii i śpie­wających chwytliwe piosenki skomponowa­ne przez Dawida Rudnickiego, z tekstami Zuzanny Bojdy. Scenografia Oli Żurawskiej zwraca uwagę swoją spójnością i konsekwen­cją w użyciu kolistych form: jej stałym elemen­tem są uliczne betonowe „pierścienie”, poja­wia się też okrągła huśtawka, kluczowe dla kompozycji sceny są zaś zawieszone u hory­zontu płócienne okręgi, na które rzucane są dopowiadające przebieg akcji projekcje. Spektakl wykonany jest z pieczołowitością, której zwykle nie kojarzy się z teatrami w ma­łych miejskich ośrodkach. Jak widać — nie­słusznie. W Będzinie na nowo wyrasta scena dla dzieci, która przełamuje stereotyp teatru na prowincji jako teatru drugiej kategorii. Bo zgodnie z deklaracją dyrektorów, podnosi ona poprzeczkę — zarówno wymagań wobec widza, jak i wobec samej siebie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji